2008-06-22

'There's one thing I want you to know now before I pack my bags and go...'

Przez cały tydzień miałam taki plan na weekend: najeść się tabletek na alergię i pójść spać. Tabletek w tygodniu nie jadłam coby nie przysnąć podczas nauki do egzaminów bądź też samych egzaminów (co wcześniej prawie mi się przydarzyło). No i zjadłam sobie wczoraj tę wymarzoną tabletkę, po czym o 16 mnie siekło i odpłynęłam. Obudziłam się dzisiaj o 9...:))

A w piątek, moi drodzy... Santana! Czekam na ten koncert od co najmniej dziesięciu lat. Bilety kupiłam w marcu czy w lutym. To już w piątek:))

2008-06-14

Gust warszawskiej 'elyty' :)

Upały odrobinkę zelżały, więc przestałam się rozpływać:) Chociaż, niewątpliwym plusem upałów były te wszystkie sukienki, które mogłam nosić - i to bez jakichś tam sweterków czy płaszczy na wierzch, które to okropnie te sukienki zakrywają:)

Udało mi się też podbić serca okolicznej 'elyty'. Wyobraźcie sobie, zostałam skomplementowana dwa razy jednego dnia, ha! Komplement numer jeden został wypowiedziany przez jakiegoś starszego (lekko 'nieświeżego', ale pomińmy ten fakt;)) pana, który to stwierdził, że mam 'piękne nóżki' :)) Co jak co, ale nóżek to ja pięknych nie mam, no way. Parę innych części ciała może i owszem, ale nóżki nie wyszły mi zbyt piękne (no bo jakim cudem taki kurdupel jak ja może mieć piękne nogi:)). Tak więc usłyszawszy ów nieoczekiwany komplement zaśmiałam się tylko i grzecznie podziękowałam. Na co pan dodał jeszcze: 'no i masz czym oddychać' :D Zastrzelił mnie, serio;))

Drugi komplement, praktycznie w tym samym miejscu, kilka godzin później. Również starszy pan, który ma w zwyczaju przesiadywać przed domem ze swoim psem. Przesiadywać i najwyraźniej rozmawiać z psem, bo słyszałam, jak powiedział do niego: 'patrz piesiu, jaka ładna dama idzie' :)) Tego też jeszcze nie było! :) Swoją drogą, ciekawa jestem, czy 'piesio' odpowiedział swojemu panu twierdząco, bo tego już nie wychwyciłam:))

2008-06-10

O książek wydawaniu

Jak wynika z poczynionych przeze mnie obserwacji, w świecie nauki istnieją dwie strategie, jeśli chodzi o wydawanie wszelkich publikacji.

Pierwsza z nich jest swoistym zaprzeczeniem - wydawałoby się oczywistej - zasady, że aby sprzedać książkę należy wydać książkę. I to nie tylko raz, w ogromnym nakładzie stu egzemplarzy, ale przynajmniej raz do roku, albo chociaż wtedy, gdy już w całym mieście nie da się kupić ani jednego egzemplarza. Ale najwyraźniej sprzedaż książek jest tak nieopłacalna, że nie warto się w ten temat zagłębiać. Książkę należy więc opublikować w jak najmniejszym nakładzie, takim, żeby wystarczyło dla kilku bibliotek i księgarń (ale góra po dwa egzemplarze!). Przecież i tak nikt tego nie kupi, no bo po co. Chodzi jedynie o to, żeby istnienie książki zostało odnotowane w kilku miejscach, no i żeby można było później studentom w czasie wykładu przedstawić daną pozycję jako lekturę obowiązkową. To nic, że będą musieli objechać pół miasta, żeby znaleźć ostatni egzemplarz w jakiejś zapomnianej przez wszystkich księgarni, albo dzień przed egzaminem tworzyć komitet kolejkowy na skorzystanie z tej jednej jedynej książki wysłanej do uczelnianej biblioteki. Nikt nie powiedział, że studiowanie ma być łatwe.

Druga strategia jest jeszcze bardziej przewrotna. Stosowana najczęściej przez wykładowców Przedmiotu_Który_Wszyscy_Muszą_Zaliczyć na pierwszym roku Studiów_Wiedzy_o_Czymkolwiek. Wykładowcy piszą i wydają książkę najczęściej marnej jakości, po czym obwieszczają, że egzamin będzie układany na podstawie owej publikacji licząc na to, że wmożony popyt na ich książkę sprawi ich bajecznie bogatymi. Ale czasami wzmożony popyt na książkę powoduje, iż biblioteki postanawiają tych książek zakupić więcej niż dwie, więcej, wypożyczają je nawet do domu. Studenci pracowicie je kserują. Część natomiast jest ambitna i postanawia zgłębić temat wykładu, ale korzystając z książek lepszych merytorycznie. W takim wypadku wykładowca musi podkręcić śrubę: oświadcza na przykład, że za oryginalną publikację (nie ksero!) leżącą na stoliku podczas egzaminu daje pół oceny więcej. Albo lepiej - wpuszcza na egzamin tylko studentów z ową książką w łapkach.

Podczas studiów spotkałam się z obiema strategiam. Nie wiem, która jest gorsza i bardziej uciążliwa...

PS. Nie zgadniecie - wciąż się rozpływam:)

2008-06-09

Gorąco...

Rozpływam się. Zmieniłam czarną sukienkę na białą licząc, że trochę pomoże to w wytrzymywaniu wysokich temperatur, ale albo nie pomogło wcale, albo dzisiaj było cieplej, niż tydzień temu. Jedynym jasnym światełkiem są buty, które to sobie wczoraj nabyłam - buty tak wygodne, że można w nich biegać w upał po całej Warszawie. Za tydzień, gdy się zupełnie zakurzą (buty w kolorze kremowym!), będę pewnie psioczyć, że muszę je umyć. Ale to dopiero za tydzień.

A dzisiaj jadąc tramwajem widziałam pana w czerwonym sportowym kabriolecie (na oko wyglądało mi na Ferrari, ale pewna nie jestem - w każdym razie coś ferraripodobnego), w słomianym kapeluszu kowbojskim. Ma się tę fantazję...:)))

2008-06-04

Rozpływam się...

W Wielkim Mieście gorąco. Wszystkie moje 'pracowe' sukienki są w bardzo praktycznych 'pracowych' kolorach - czytaj czarne albo ciemno szare. Kolor staje się bardzo niepraktyczny gdy jest 30 stopni i na niebie ani jednej chmórki. Do tego dorzućcie rajstopy i wysokie obcasy - genialne narzędzie tortur!

Dzisiaj natomiast robię wszystko, żeby nie wychodzić z domu. A więc: zrobiłam sprzątanie, przyjęłam Pana_Z_Kablówki (mieliśmy problemy z internetem), teraz robię ciasto. Staram się też zrobić zadania na portfel inwestycyjny banku, ale nie bardzo mi idzie. Jakoś nie mogę się zmobilizować do wysiłku intelektualnego, nie w ten upał.

A najgorsze jest to, że nie można nawet uchylić okna. To znaczy można, ale wraz ze świeżym do pokoju wleciałoby pełno pyłków, a pyłki, możecie mi wierzyć, stały się w ostatnich dniach bardzo aktywne. 

Właśnie się zorientowałam, że napisałam prawie całego posta, a tu ani jednej, uśmiechniętej buźki:)) Chyba temperatura rzeczywiście daje się we znaki;))