2007-11-25

Taka sobie niedziela

Niedziela. Wbrew pozorom nie służy wylegiwaniu się, spacerom po mieście i wycieczkom do teatr...

Kurde!!! Ta głupia Opera ma poustawiane jakieś idiotyczne skróty. Wpisuję 'ę' - wyskakuje mi jakaś karta z łączami. Wpisuję 'ś' - notatki. Wpisuję 'ó' - czarno. Po jaką cholerę oni to wstawiają, co?

Puściłam wiązankę (Mati słyszał, ale Mati się nie obrazi, nie ucieknie z krzykiem;)) i ściągnęłam Firefoxa. Opera może pójść się bujać, koniec naszego związku!

No. Ale wracając do ad remu. Niedziela to nie wycieczki do teatrów, ale nadrabianie zaległości na przyszły tydzień. W moim przypadku odrabianie gigantycznych prac domowych z angielskiego, które to w przypływie miłości zadaje nam Pani C. 'Coby nas nawet z tej roboty w Anglii na zmywaku nie wywalili'. Potrafi zmotywować jak nikt, to nic, że jedna z najlepszych uczelni ekonomicznych, to nic, że czwarty rok, ale my się nawet na zmywak nie nadajemy. Ale jeszcze kilka miesięcy...:) Tak więc na jutro mam tłumaczenie dwóch tekstów, pięć zadań z business letters i jakiś speech do przygotowania. Ale to i tak nie przebije kolokwium, które ostatnio machnęła. Tłumaczenie na ok. 200 słów + 3 wypracowania do napisania. 250-300 słów każde. Czyli, lekko licząc, 750 słów wypracowania + 200 tłumaczenia. W półtorej godziny. Czy to jest fizycznie wykonalne?

Mati stwierdził, że po polsku by tyle nie napisał w tym czasie. Z sensem.

Ale to nic, Pani C. potrafi wszystko, łącznie z zakrzywianiem czasoprzestrzeni.

Mati z kolei uczy się do jakiegoś kolokwium. Pojęcia nie mam z czego. Z tego co wysondowałam, to ma to jakiś związek z używaniem cyrkla i kreśleniem jakichś podejrzanych okręgów. Kreśli je od wczoraj. Kupił cyrkiel:))

2007-11-08

A wczoraj...

... byłam na koncercie Nigela Kennedy'ego. W Stodole:)

Koncert był na 20, zaczęli wpół 9. Myśleliśmy, że potrwa z dwie godzinki góra, a oni po 10 zrobili przerwę na piwo, w sumie skończyli przed północą:) Oczywiście było fantastycznie. Matiemu najpierw te skrzypce jakoś do jazzu nie pasowały, ale Nigel pokazał co potrafi - pomijając standardową grę na skrzypcach zagrał też na nich palcami, jak na mandolinie, zaśpiewał piosenkę o niechęci mężczyzn do chodzenia z żonami na zakupy, a także zrobił coś, co nazwałabym skreczowaniem na skrzypcach:) Dobrze, że to nie był jakiś wiekowy Stradivarius, tylko jakieś takie dziwny, elektroniczny instrument:)

Nigel popisał się też znajomością polskiego (bo zespół, z którym ostatnio występuje składa się z samych Polaków). Nie wiem jak reszta publiczności, ale ja tam byłam zaskoczona słysząc z ust - było nie było - znanego skrzypka teksty w stylu 'Wisła spier*alać' czy 'Legia pany' :)) Czego oni go tam uczą, co? :)))



Swoją drogą, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że basista jest podobny do Sucre z serialu Prison Break... :)



Fotki wyszły tak sobie, bo ciemno było, panowie energicznie się ruszali no i nie miałam statywu. Ale robiłam je za to z drugiego rzędu:)) Bilety na miejsca siedzące były po 170zł, wiec kupiliśmy oczywiście tańsze, stojące. Podobno przepłaciliśmy, bo przed koncertem pojawiła się informacja, że jest 100 biletów dla studentów za 60 zł:) Przestałam żałować wczesnego zakupu jak podszedł do nas Bardzo Miły Pan Ochroniarz i powiedział, że możemy usiąść sobie w drugim rzędzie, bo są wolne miejsca:)) Gorące podziękowania dla Pana Ochroniarza!! :)

Na marginesie... nie wiem, czy wystałabym cztery godziny, tym bardziej po martini wypitym jeszcze przed koncertem. Na rozgrzanie, bo zimno na dworze:))

2007-11-06

.

W Warszawie zaczął dzisiaj padać śnieg. Jak narazie niemrawo, topił się jeszcze zanim spadł na ziemię i w ogóle nie było zbyt 'śnieżnie', ale zawsze:)

Co do śniegu, mamy niecny plan pojechania w tym roku na narty z prawdziwego zdarzenia, czyli w Alpy. Czyli w miejsce, gdzie nie ma kilometrowych kolejek do wyciągu, jest natomiast śnieg i odpowiednio przygotowane stoki:) Dla odmiany - na początku marca:)