2009-04-22

Sporty ekstremalne - część 2

Z okazji niedzielnego 'spotkania na szczycie' postanowiłam wreszcie zamieścić tutaj część drugą opowieści o sportach ekstremalnych. Dziś będzie o kibicowaniu Lechowi. W Warszawie...

Jak może niektórzy wiedzą, Brat mój najdroższy jest zagorzałym kibicem Lecha Poznań. Niektórzy wiedzą też pewnie, że przez dwa lata przyszło mi mieszkać w Poznaniu, miasto to darzę wielką sympatią i pewnie właśnie dlatego, jak mnie ktoś przyciśnie pytaniem 'za kim jesteś', to odpowiem - za Lechem:)

W każdym bądź razie, Brat mój najdroższy ma taką fantazję, że kolekcjonuje szaliki piłkarskie. Ma ich z kilkadziesiąt, część zakupiłam mu sama;) Szalik Lecha kupiłam mu jeszcze za czasów poznańskich. Ale, z racji tego, iż na Kujawach kibicowanie Lechowi nie jest wcale rzeczą dziwną (no bo znacie jakiś dobry klub piłkarski na Kujawach? :)), to na jakichś zawodach czy tam w szkole ktoś Młodemu ten szalik po prostu ukradł.

Postanowiłam więc zakupić mu kolejny, pod choinkę (sklepy internetowe, super wynalazek:)). Oprócz szalika zamówiłam krawat - taki granatowy, w kolorach klubowych z małym napisem 'Lech Poznań' u dołu - w końcu, zbliżają się Młodemu 'wielkie krawatowe okazje' w postaci na przykład egzaminów na koniec gimnazjum (btw: trzymajcie kciuki jutro i pojutrze:)).

Jeśli chodzi o sam proces składania zamówienia to jest to chyba materiał na osobną notkę, zanudzać Was tu tym nie będę:)) Koniec końców jednak, punkt kulminacyjny całej historii miał miejsce we wtorek, dzień przed Wigilią. Być może, gdyby nie opieszałość zarówno moja, jak i sklepu Lecha, to całej historii by pewnie nie było, jednak sprawa potoczyła się tak, a nie inaczej i trzeba było się do tego dostosować:)

No więc sytuacja wygląda tak: jest wtorek, koło południa. Ja wiem (list przewozowy), że paczka dotarła już do centrali firmy kurierskiej (a co będę ukrywać jej nazwę - DPD :)) w Warszawie. Oczywiście, przy zamówieniu podałam adres mieszkania w Warszawie, co było oczywistym błędem, skoro paczki rozwożą w godzinach 10-17, a ja wtedy siedzę grzecznie w pracy (ale miałam nadzieję, że paczka przyjedzie mimo wszystko w sobotę). No więc dzwonię tam do tej centrali, z mocnym postanowieniem przekonania kuriera, aby przywiózł mi to do pracy (tym bardziej, że pracę mam dosyć blisko domu). Poinformowali mnie, że z kurierem można kontaktować się dopiero po godzinie 16, a pani, z którą rozmawiałam oczywiście odmówiła podania numeru telefonu kuriera. Około godziny 16.20 zadzwoniłam po raz drugi. Tym razem zostałam połączona z jakimś panem. Poprosiłam o połączenie z kurierem i spytanie go o możliwość zmiany adresu dostarczenia paczki lub ustalenia jakiegokolwiek innego sposobu odbioru.

No i w tym momencie zaczyna się robić śmiesznie. Pan, z którym rozmawiałam chyba popełnił błąd (który z początku wydał mi się żartem) - nie wyciszył swojej rozmowy i byłam w stanie usłyszeć jego rozmowę z kurierem albo kimś siedzącym w pobliżu - rozmowę na temat mojej paczki. Paczki, której nadawcą był oczywiście sklep KKS Lech Poznań (o czym radośnie informował cały zestaw nalepek na tejże paczce:)). Dyspozytor najwyraźniej nie podzielał mojej sympatii do Lecha, gdyż powiedział do kolegi: 'Chcesz zobaczyć, co tu mam? Paczkę z Lecha Poznań... nie wierzysz? Choć, zobacz. Zrobimy tak, żeby nie dojechała'

Szczerze mówiąc uznałam, że jest to tylko żart i nie odezwałam się do dyspozytora. Po chwili on zreflektował się i dalszej części jego rozmowy już nie usłyszałam. Gdy ponownie się do mnie odezwał usłyszałam, że dostawa w dniu dzisiejszym nie jest możliwa. Poprosiłam o wyznaczenie mi jakiegokolwiek innego miejsca spotkania, w którym mogłabym odebrać paczkę. Usłyszałam, że jest to niemożliwe, gdyż kurier kieruje się już do bazy i właśnie dojeżdża do Piaseczna. Na koniec rozmowy rzuciłam pół żartem, że mam nadzieję, iż specyficzny nadawca paczki nie wpłynął na to, że kurier nie może mi jej doręczyć. Zostałam zapewniona, że nie.

Rozłączyłam się więc z panem i po 5 minutach zadzwoniłam ponownie licząc na połączenie z kimś innym. Połączyłam się znowu z jakąś panią i - w dużym skrócie – zostałam poinformowana, że paczka oczywiście może zostać dostarczona do mojego mieszkania i że kurier będzie tam za godzinę.

Jako, iż nie byłam w stanie wyjść jeszcze z pracy poprosiłam Matiego, aby pojechał do mieszkania. Mati był tam o 17, kurier miał przyjechać o 17.30. Oczywiście, nikt się nie pojawił, a o 18.30 nikt już na moje telefony w centrali DPD nie reagował...

Co więcej, później okazało się, że centrala DPD nie jest wcale w Piasecznie ale na ulicy Mineralnej w Warszawie...

Ogólnie rzecz biorąc, panom z DPD udało się popsuć mi świąteczny nastrój - paczka nie dotarła do mnie przed świętami, odebrałam ją - po długich przebojach (i z odciskami butów) - dopiero po Nowym Roku. Filip dostał w prezencie dwie płyty, które z resztą wcześniej sobie wybrał, ale wiecie, to nie było to samo...

To, jak bardzo wściekłam się na DPD i ile maili do nich później w tej sprawie wysłałam - to już też osobna historia (jak walczyć o swoje z korporacjami - mogę napisać o tym podręcznik;)). Dość, że odpisali, przeprosili i obiecali, że 'zostaną wyciągnięte konsekwencje'...

... Teraz boję się najazdu hordy wściekłych kibiców Legii na moje mieszkanie... :)))

Brak komentarzy: