Niedziela. Wbrew pozorom nie służy wylegiwaniu się, spacerom po mieście i wycieczkom do teatr...
Kurde!!! Ta głupia Opera ma poustawiane jakieś idiotyczne skróty. Wpisuję 'ę' - wyskakuje mi jakaś karta z łączami. Wpisuję 'ś' - notatki. Wpisuję 'ó' - czarno. Po jaką cholerę oni to wstawiają, co?
Puściłam wiązankę (Mati słyszał, ale Mati się nie obrazi, nie ucieknie z krzykiem;)) i ściągnęłam Firefoxa. Opera może pójść się bujać, koniec naszego związku!
No. Ale wracając do ad remu. Niedziela to nie wycieczki do teatrów, ale nadrabianie zaległości na przyszły tydzień. W moim przypadku odrabianie gigantycznych prac domowych z angielskiego, które to w przypływie miłości zadaje nam Pani C. 'Coby nas nawet z tej roboty w Anglii na zmywaku nie wywalili'. Potrafi zmotywować jak nikt, to nic, że jedna z najlepszych uczelni ekonomicznych, to nic, że czwarty rok, ale my się nawet na zmywak nie nadajemy. Ale jeszcze kilka miesięcy...:) Tak więc na jutro mam tłumaczenie dwóch tekstów, pięć zadań z business letters i jakiś speech do przygotowania. Ale to i tak nie przebije kolokwium, które ostatnio machnęła. Tłumaczenie na ok. 200 słów + 3 wypracowania do napisania. 250-300 słów każde. Czyli, lekko licząc, 750 słów wypracowania + 200 tłumaczenia. W półtorej godziny. Czy to jest fizycznie wykonalne?
Mati stwierdził, że po polsku by tyle nie napisał w tym czasie. Z sensem.
Ale to nic, Pani C. potrafi wszystko, łącznie z zakrzywianiem czasoprzestrzeni.
Mati z kolei uczy się do jakiegoś kolokwium. Pojęcia nie mam z czego. Z tego co wysondowałam, to ma to jakiś związek z używaniem cyrkla i kreśleniem jakichś podejrzanych okręgów. Kreśli je od wczoraj. Kupił cyrkiel:))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz